poniedziałek, 27 października 2008

Co mi w duszy gra...

Dziś po raz kolejny przekonałem się jak potężną jest Pan Bóg miłością... to serce tak płonące dla każdego człowieka bez wyjątku, niesłychana to rzecz i wielka szkoda że tak rzadko o tym myślimy. Tak byłoby słuszne gdyby zerkać co się dzieje poza materaialnym światkiem, wsłuchać się w siebie, usłyszeć i zobaczyć nicość i zaraz zdać sobie sprawę z obecności Pana...
Bardzo skrupulatny jest plan Boży którym jesteśmy otoczeni jak dziecko ulubioną kołderką, która chroni nas przed niebezpieczństwem.
Jest tak wygodny i dopasowany, że z trudem dostrzegamy go kiedy dochodzi do jakiegoś punktu kulminacyjnego w danym akcie życia, wtedy mamy szanse wręcz naocznie otrzeć się o tą niedoścignioną doskonałość.
ponad dwa tygodnie różnorodnych przeżyć, powrót starego a niechcianego człowieka, szamotanina z samym sobą, dość bolesne zarówno duchowo jak i fizycznie doświadczenia aby czegoś takiego się nauczyć, dowiedzieć po raz kolejny (no tak, jak na Tomasza przystało, niedowiarek musi przekonywać się wiele razy nim uwierzy... naprawdę smutne). Bóg kocha, dba, szanuje! tak szanuje, tak bardzo... że na wiele pozwala, nawet na to by przez zranienie Jego świętego serca mały człowiek czegoś się nauczył i nie zginął. Naprawdę, niepojęte.

Cóż, nadal jestem wstrząśnięty.

Brak komentarzy: